- Dzisiaj jest bardzo ciepło, około 28 st., ale to się zmienia, bo jeszcze w sobotę temperatura powietrza dochodziła do 45 – 50 st. C. Nigdy nie czułam się tak źle jak w sobotę. W niedzielę było już 22. W kolejnych dniach ma być 21 – 22, do tego przelotne deszcze. Czy to pomoże? Wątpię, bo to tak naprawdę nie jest deszcz, po prostu trochę kropi, 5 minut i zaraz przestaje. To nie jest taki deszcz jak w Polsce - podkreśla piotrkowianka w rozmowie z Radiem Strefa FM Piotrków.
Przypomina jednocześnie, że 10 lat temu w tym regionie świata była podobna sytuacja. - Najgorsza z najgorszych była chyba „czarna sobota” z lutego 2009 roku – wspomina Justyna. - Podczas pożarów zginęły wtedy 173 osoby, ponad 2000 domów poszło z dymem. To była wielka katastrofa. Teraz też jest źle, nie mam na myśli jedynie osób, które zginęły, ale też rośliny i zwierzęta. Podawane są informacje, że zginęło pół miliarda zwierząt. Gdzieś przeczytałam, że University of Sydney stwierdził, że jednak nie pół, a miliard. To jest tragiczne. Mój kolega, który mieszka w okolicach Gór Błękitnych, opowiadał mi, że szedł po spalonym lesie, widział na ziemi martwe ryby, zastanawiał się, skąd się tu wzięły. Wyglądało to tragiczne. Helikoptery biorą wodę z oceanu i próbują ugasić ogień, stąd ryby w lesie. Niestety innego sposobu nie ma.
Miejscowi sami nie dadzą rady, dlatego cieszą się z każdej pomocy z zagranicy. - Australijczycy mówią, że to jest katastrofa. Takie rzeczy, tzn. pożary, mają miejsce każdego roku, ale jednak nie na taką skalę. Prosimy o pomoc każdego. Strażacy przyjeżdżają do nas z USA, Kanady, Nowej Zelandii, bo nasza siła ludzka nie wystarcza – mówi Justyna.
A jak się żyje w miastach takich jak Sydney? Powietrze jest bardzo zanieczyszczone, a smog utrzymuje się od kilku miesięcy. Na początku grudnia było najgorzej. - Były takie dni, kiedy z okna w pracy nie widziałam absolutnie nic, tylko szary smog – mówi nam piotrkowianka. - Naukowcy stwierdzili, że toksyczność powietrza w Sydney jest tak duża jak wypalenie paczki papierosów dziennie. Nawet trudno do czegokolwiek porównać to uczucie, to jest tak jakby cały dzień stało się przy dymiącym grillu. Sama chodziłam w maseczce przez wiele dni, bo totalnie nie dało się oddychać.
Mimo pożarów australijska Polonia organizuje akcję w ramach WOŚP. W Sydney zbiórkę organizuje także m.in. właśnie Justyna Biegańska (szefem jest Szymon Kuc). - Będę wolontariuszem – mówi. - Dostaliśmy list od Jurka Owsiaka, że wszystko, co zostanie zebrane w Australii, zostaje w Australii. Wszystkie pieniądze zostaną przekazane na pomoc strażakom i zwierzętom.
Protest "klimatyczny" w Sydney
(fot. archiwum prywatne J. Biegańskiej)